Cześć, nie ma już Fryski...


"Cześć, nie ma już Fryski..." - takiej treści smsa wysyłałam znajomym po odejściu Fris. 
Nie byłam w stanie rozmawiać na ten temat - do dziś kilka dni PO, to nadal temat tabu, rozmawiamy o kompotach i soku z czarnego bzu:)
Chociaż dziś jestem w stanie napisać wpis na cześć Frysi i osobiście uważam, że należy jej się jak najlepsza wołowinka, bo była moją nauczycielką. Najlepszą.
Frysia to spełnienie moich posokowych marzeń, zabrała mnie level wyżej w psiej wiedzy. To taka chwila, że gdy już myślisz, że coś wiesz o psach, wybierasz z miotu Fryskę i okazuje się, że NIC nie wiesz.
Lękową, sztywną, nastroszoną, z zaburzoną komunikacją i brakiem kontrolowania emocji. 
Niby wiesz, co bierzesz, wstępna diagnoza jest idealna, ale okazuje się, że NIC nie jest książkowe. 
Fryń jest tym 1%, na który pewne działania, triki szkoleniowe nie działają i musisz słuchać intuicji, którą te wszystkie książki i wykłady lekko zagłuszyły.

Frysia była BARDZO wrażliwa na zapach, nie na zapach zupy czy spalin, ale na zapach człowieka. Pewnie wszyscy myślą: SUPER, idealny pies do tropienia. 
Owszem, ale jeszcze bardziej niż inne psy WIEDZIAŁA po zapachu jakie emocje przeżywa człowiek, który jest w pobliżu. Owszem, każdy pies to wie, ale akurat ten reagował w nieopisywalny sposób. Kto doświadczył z naszych znajomych co oznacza JESZCZE BARDZIEJ, ten wie, a jeśli ktoś takiego psa nie spotkał, nie sposób tego wytłumaczyć.

Wzmacniałam pewność siebie poprzez tropienie i pracę węchową, robiliśmy "teatrzyki: zielona gęś" ze znajomymi w lasach, w mieście, równaliśmy jej pojęcie człowieka w pomieszczeniu zamkniętym, a ulicą.
Strachy stały się naszym atutem w tropkach czyli młoda informowała mnie znacznie wcześniej o pozorancie. 
Aby lepiej sięczuła i w domu i na spacerach, wychodziła tylko z koleżankami, które opiekowały się nią i sprawiały, że strachy nie były takie ogromne. Zaczęła mi ufać i wracać do mnie, a nie biec w dal.

Mogłam szukać mózgu, ale on się całkiem szybko i niespodziewanie pojawił. Rozkminiała wszystkie zagadki, a wykrywanie zapachu ogarnęła w 2 sesje. Była mistrzem kombinatoryki!

Spokojem i konsekwencją wypracowaliśmy poczucie bezpieczeństwa, co wpłynęło na pewność siebie, dłuższe i samodzielne przebywanie w innych pomieszczeniach oraz na znacznie dłuższy czas snu.

Podczas tropienia nauczyłam się jak startować takiego psa bez "jarania", a nadal jako początkującego. 
Jak pracować na zapachu bez zbędnego orbitowania emocji. Jak ułożyć pozoranta, jak nagradzać, jak ułożyć ślad. Po 3 śladzie dziewczyna nie miała żadnych problemów ze zdecydowanym podejściem do człowieka. Dla mnie była mistrzem tropów, po 4 śladzie ogłosiłam, że jest lepsza od Neli i Flory razem i może jechać na egzamin GAK9. Była moją dumą i najlepszym psem tropiącym, który, gdy nie miałam racji, potrafił na mnie naszczekać i mimo młodego wieku przekonać: JA MAM RACJĘ, co z tego, że przygotowałaś mi jakieś ćwiczenie. I miała ...
Domowe życie początkowo nie należało do sielankowych, od braku snu, kombinowania jak poradzić sobie z sikającym scylem, po zębiska w stronę dziewczyn. 
Obronę zasobów przepracowałyśmy i coraz lepiej szły nam relacje, nawet przez ostatni miesiąc byłam z niej dumna, z rozwoju jej systemu komunikowania i respektowania psich i ludzkich granic.

Patrząc na to dziś z perspektywy czasu, nie widzę tego jako psie problemy, dziś chciałam zrobić pewnego rodzaju podsumowanie, a jednak wg mnie to zwykła praca nad relacjami w naszym wspólnym gronie socjalnym.

Fris we wtorek zrobiła dwa ślady, dwa NAJLEPSZE ślady jakie widziałam. W środę przed południem przestała ciągnąć na spacerze, ale tłumaczyłam sobie, że jest ciepło, Flora też idzie wolniej. W domu przyszła do mnie Nela zakomunikować: coś się dzieje. Pojechałyśmy do weta i potem już tylko skoki w górę i doły...

Pamiętam Frysię jako sprinterkę, megaprzeciągacza, tropiciela, brakuje mi jej spania mi na głowie, rozpychania się, śmierdzących stóp, butelek, korków i pudełek po jogurcie o 3 nad ranem w łóżku, wspólnej pracy z głową na kolanie. Brakuje mi ruchu, hałasu, szperania w śmieciach, kombinowania jak napić się wody z muszli...

To mój pierwszy pies, który odszedł w tak młodym wieku, a wierzyłam, że jak ma się 9 miesięcy, to można wyrolować wszystkie odkleszczówki...Ale ona była tym 1%, który łapie inny, agresywny szczep...

Zwracajcie uwagę na WSZELKIE dziwne zachowania swojego psa i ciśnijcie weterynarza o BADANIA krwi (morfologia, biochemia, rozmaz, odkleszczówki), NIE ODPUSZCZAJCIE i ciśnijcie, a jeśli Wasz lekarz to zlekceważy, SZYBKO szukajcie innego specjalisty.

PS Fry! Nie ma Cię... pewnie siedzisz w jakiejś mysiej norce:)

Komentarze

  1. Okropne. Wyrazy współczucia. Nie wiem co więcej mogę napisać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo żałuję, że nie udało mi się jej poznać :(

    OdpowiedzUsuń
  3. piękny tekst, aż mi łzy poleciały... Nie chcę sobie wyobrażać tego, co czujesz choć na pewno to przeżyję, psy najkochańsze niestety nie żyją wiecznie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mi przykro Gosiu z powodu odejścia malucha. Z tego co opisujesz widac jak wiele można zrobić z lękowym stworzeniem - tak ludzkim jak i psim i zrobic ogromny zasób z trudności. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rzecz o posokowcach - problemach i najpiękniejszych wspólnych dniach

Ubierać czy nie ubierać - oto jest pytanie:)

Mity i kity #1 - lęk separacyjny - metoda Konga i Klatki