Spacer do Jaru Raduni - niebieski szlak

Od jakiegoś czasu zdobywamy 3miejskie i okoliczne szlaki, 2 tygodnie temu zrobiliśmy niebieski szlak kartuski.

JAR RADUNI.
Wycieczka do Jaru - odkładana przed dłuższego czasu z różnych powodów, w końcu doszła do skutku.
Początek imprezy - BORKOWO:)
Ale najpierw trzeba tam się odnaleźć w wielkim mieście - mi się umiejscowienie pomyliło, ubzdurało mi się, że to gdzieś na trasie na Kościerzynę, w okolicach Glincza i pojechałyśmy przez Kolbudy "SKRÓTEM" - rezultat był taki, że się spóźniłyśmy - i wszyscy na nas czekali w okolicznych "rowach" - czyli Stasiu wypatrywał nas z jakiejś małej uliczki, a Ania spod czyjegoś płotu już w Borkowie.
Wycieczkę rozpoczęliśmy od logistycznego przewozu aut na koniec naszej wędrówki - tam gdzie zazwyczaj zaczynaliśmy czyli most/knajpa w Babim Dole. A my z powrotem do Borkowa.

Elektrownia wodna
Wiadukt w Rutkach
Zaczynamy od elektrowni wodnej i hodowli ryb łososiowatych oraz wiaduktu kolejowego, o którym wszyscy rozpisują się jakby był używany do sportów ekstremalnych, no  i spotkaliśmy tam 2 młodzieńców zakładających liny do zjazdu:)

No i następnie szliśmy już stromymi zboczami Raduni, było ślisko, stromo, mnóstwo połamanych konarów i leżących kłód, po których Flora postanowiła sobie pochodzić w dół i w górę - akrobatka:)

Flora w akrobacjach i
zdobywaniu wszystkich
konarów w dól i w górę:)
Radunia
Pływamy w Raduni na
niebieskim szlaku
Czekając na Bogracz










Trasa była trudna - strasznie bolały kostki, zwłaszcza prawa, ponieważ ciągle była przeciążana stroną zbocza, po którym szliśmy.
Psy bawiły się doskonale, zwłaszcza, że była Magda z Sabą (huskowilk) - po cieczce - więc Oskar biegał za nią zakochany.
Gdy Stasiu chciał odwołać Oskara (czarny lab) - wolał SABA... no i Oskar już był przy "prawie" nodze.

Po drodze zrobiliśmy pierwszy przystanek na pączki rodem z Biedronki oraz herbatę z ogromną ilością cytryny i cukru - zazwyczaj bierzemy ze sobą takie przysmaki, które oczywiście we wszystkich dietach są na 100% zabronione:) Ale my tyle kalorii spaliliśmy, że trudno było nie nadrabiać.
Flora czeka aż dam
radę zejść
Po jakimś czasie Oskar został uwolniony i w końcu poszedł pływać do Raduni, ale tylko jeśli ONA też poszła tam pływać - Saba była na koniec wykończona - my przeszliśmy 5,6 km - a psy pomnóżmy x 3 - nadal mam pomysł, żeby założyć im kiedyś GPSa i niech mierzy ICH trasę, a nie naszą, nudną, prostą ścieżkę:)

Kolejny przystanek do Przemek wykładający swoje skarby z plecaka, garnek, palnik i butla gazowa...hmmm - naszym najbardziej wygórowanym marzeniem była zupka Knorra, a tu Bogracz rodem z Hiltona.

I po tej przerwie to już wszyscy szliśmy po cichu, żołądek pracował, głowa nie:) I jakoś dotrwaliśmy, jaka nasza radość była gdy oczom naszym pokazał się most w Babim Dole i jeszcze jakieś pół km i byliśmy przy samochodach.

Psy spały do rana - nawet nie wyszły wieczorem na siuś.

Komentarze

  1. Śliczne psiaki . Bardzo ciekawy blog a zarazem interesujący .
    Dodaje do obserwowanych i zapraszam do siebie
    www.pinczerka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rzecz o posokowcach - problemach i najpiękniejszych wspólnych dniach

Ubierać czy nie ubierać - oto jest pytanie:)

Mity i kity #1 - lęk separacyjny - metoda Konga i Klatki