QLdogowo-warsztatowo - czyli tropimy w Warszawie

Postanowiłam ogarnąć nasze warsztaty czym prędzej, aby spisać wrażenia, zanim umkną mi szczegóły, jednak ciągle coś wypadało, zatem rozpoczynam relację dopiero dziś:)

20.09.2013 piątek
Wyruszamy do Warszawy, rude dziewczyny pakują się do auta i około południa startujemy z zapytaniem: 'czy na pewno wszystko zabrane???' 
Już w trasie przypomina mi się, że rękawiczki suszą się na suszarce, a znaczniki leżą w przedpokoju - tak, żebym nie zapomniała - szczęśliwa, że jedzie laptop, linki i rolki dojeżdżam do obrzeży Warszawy i wyruszamy na szybki rekonesans podstołecznych lasów na niedzielną pracę - a lasy tam piękne i nie wiem co mam wybrać:)

Wieczorem zaczynamy spotkanie z grupą od teorii, gadam gadam gadam, aż nadeszła 22.00 i pomyślałam, że czas skończyć, bo rano nikt się nie pojawi na placu - ustalamy kolejność tropów i zmykamy na kwaterę. Mieszkamy u Agnieszki od goldenki Neli - zatem w pobliżu mamy rewelacyjne pola do... oglądania, bo czasu na spacery mało.
Ja tak mam zawsze z Warszawą, nigdy nie mam czasu zobaczyć SYRENKI!!!!

21.09.2013 sobota
Zaczynamy zajęcia od psów początkujących i poszukujemy właściciela, pogoda nie rozpieszcza, jednak dla psów lekki deszczyk to doskonałe wzmocnienie zapachu - każdy pies pracuje inaczej - uwielbiam patrzeć jak psom 'dymi czaszka', niektóre psy uważają, że skoro Pańcia odeszła, to na pewno wróci i nie należy podejmować żadnych kroków, niektóre gonią od razu do właściciela, a niektóre w panice wolą iść do ludzi/na placyk/do auta, do miejsc, które znają i na pewno Pańcia je tam znajdzie.
Przewodniczki - bo tym razem okazało się, że na warsztatach są same FAJNE baby - w ramach relaksu wolny czas spędzały na placu szkoleniowym QLdog na kawce, na herbatce, ciastkach - za co mogę podziękować Oli - organizatorce - że tak doskonale wypełniła czas podczas oczekiwania na swoją kolej - niestety z tym tropieniem jest tak, że trzeba czekać...psy się niecierpliwią, przewodnicy również - a tu udało się stworzyć piknikową atmosferę, a do tego psy wybiegane na pobliskich polach:)

Około południa na ślady wchodzą psy bardziej zaawansowane - zaczynamy od goldenki Neli, która ćwiczy pole (pełne norek i kretów) i zakręty - Kasia leży sobie w krzakach - jak się później okazało w głębokim rowie:) - i podczas rozpoczęcia śladu Nela ma przed sobą same trudności - zaczyna się od spotkania beagla, po miejscowego burka, który podchodził do nas kilka razy, rowerzysty, rodzinki z dziećmi i psem....ale Nela wraca do roboty i rozpoczyna tropienie, dużym problemem było dla niej wyjście z osłoniętego drzewami pola na szczerą pustkę - wiało w każdą stronę - przedmiot pozoranta nie został znaleziony, jednak podejmuje ślad w dobrą stronę - w końcu po kilkunastu minutach jesteśmy w pobliżu pozorantki, którą odnajdujemy pomimo doskonałego skrycia.
Loka otrzymuje od nas również ślad na polu - jednak na wyższej trawie (czy innych krzaczkach), Prot pomimo, że nie ćwiczył od kwietnia doskonale radzi sobie ze śladem na ubitej jezdni - wybraliśmy mu jezdnię, ponieważ całkowicie nie byłby się w stanie skupić na polu...tyle myszek...i krecików...

Psy są doskonałe - przewodnicy dobrze pracują, nie przeszkadzają psom, zatem pozoranci odnalezieni.

Kolejne ślady to znowu psy początkujące, wiem, że są już zmęczone, pomimo tego, że nie pokazują tego po sobie - przewodniczki chyba też nie wierzą, że po poranku i krótkim węszeniu psy najchętniej wolałyby iść do domu, na kanapę...
Ciągle uruchamiamy nos, zatem robimy zadania na przedmiotach - psy sobie dobrze radzą, jednak maksymalnie do dwóch ćwiczeń.

Przed przerwą Agnieszka położyła ślad dla rudej Neli - na zadeptanym przez warsztatowiczów wietrznym polu, pełnym myszek, kretów, zapachów..., który powolutku sobie rozpracowała i zaginioną odnalazła.

Kolejne zadania - to pizzowy lunch - i po odwiezieniu psów do domów robimy zajęcia z linki i orientacji w przestrzeni, co okazuje się niezwykle pomocne kolejnego dnia, gdy będziemy w lesie i gubimy przedmioty.

Wieczór spędzamy na oglądaniu i omawianiu filmów - nagranych na wszystkich możliwych kamerach - a to nam siadała bateria, a to karta... ale nagrania wszyskie były:)

22.09.2013 niedziela
Pracę węchową zaczynamy w lesie o poranku, jednak pomimo tego w wybranym przez nas lesie są też inni ludzie - fascynaci zbierania grzybów - my też lubimy zbierać grzyby, jednak inni grzybiarze okazali się niezłymi rozpraszaczami.
Po sobotnich zajęciach, niektóre psy nadal ćwiczą poszukiwanie właściciela - inne dostają swój pierwszy ślad na osobie obcej - wszystkie psy odnajdują swoje zguby - i przedmioty i właścicieli.
Podczas poszukiwania właścicieli przez inne pieski - położyliśmy ślad dla Prota - czyli Ania (Pepowa) ukryła się na ok. 300 m - miała sobie tam posiedzieć 20 min, jednak...zeszło się nam do ponad godziny - ale za to jak bardzo się ucieszyła gdy zobaczyła naszego psa tropiącego!!!
Loka szukała Ani (Protowej) - pies DOSKONALE poradził sobie ze śladem, sprawdzała sobie ścieżki krótkimi wąchnięciami - co nie pomagało Ani (Lokowej) (TAK TAK, same Anie mieliśmy!!!) w pracy z linką pomiędzy drzewami - niestety ten filmik nam się nie nagrał - a miałabym doskonały materiał ....
Na koniec idzie goldenka Nela i po odnalezieniu pierwszego przedmiotu gubi się, zatem wracamy na początek i od nowa - oj, to był trudny ślad - na koniec podjełyśmy decyzję o przeszukiwaniu terenu, aż tu nagle widzimy żółtą kurtkę i szczęśliwą, odnalezioną Olę:)
A wieczorem.... Nelusia i Florka w prezencie od cioci Agnieszki dostały dwa ślady - Flora przez pole początek pod wiatr - ślad poszedł jej wyśmienicie - ominęła tylko jeden przedmiot, jednak nawąchała z daleka pozoranta i postanowiła odpuścić sobie skarpetę:)
Nela dostała ślad z wiatrem, ubitą jezdnią, przez pole, drzewka, na chodnik z jezdnią i potem przez błoto do pomysłowego pozoranta - po drodze niestety spotkałyśmy bezsmyczowego berneńczyka, którego tak się Nela przestraszyła, że spanikowała, piszczała i uciekała mi na lince (to dodam, do swojego wykładu, co może zniechęcić psa podczas pracy...)
Jednak gdy już właściciele zabrali, bo przecież nie odwołali swojego psa - oczywiście usłyszałam: 'on chciał się tylko przywitać i nie jest groźny, przecież nic Pani nie zrobił'.

Jak już Nela doszła do siebie, przeciągnęła mnie przez błota, do Agnieszki i był sukces!

Ach bardzo mi się podobały te zajęcia, mam nadzieję, że dziewczyny będą spotykać się regularnie i ćwiczyć tropy:))))
Bo psy chyba już zarażone:)



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rzecz o posokowcach - problemach i najpiękniejszych wspólnych dniach

Mity i kity #1 - lęk separacyjny - metoda Konga i Klatki

Ubierać czy nie ubierać - oto jest pytanie:)