SKOP - sprawdzian kompetencji zespołów tropiących

SKOP - skrót od: sprawdzian kompetencji... resztę dopowie nam może kiedyś Piotr (Akademia Psa Pracującego), co to OP, albo będziemy kminić, co autor miał na myśli:)))

Odkąd tropimy, zależało mi, żeby ktoś bezstronny spojrzał na tę naszą sztukę i pomógł nam się doskonalić, taki cel ma SKOP. Nie rywalizację, pierwsze, drugie, trzecie miejsce, a sprawdzian - nad czym popracować: linka?, relacje z psem?, rewir?, rozproszenia? etc. 

Jednak z drugiej strony istniała obawa, że to jednak jakiś test i będzie większy stres niż w dotychczasowej pracy. I pozostawało pytanie: czy muszę jechać na sprawdzian, aby ktoś sędziował, skoro mogę pojechać do Akademii na majówkę i podpytać, podreperować naszą pracę?

W końcu decyzja została podjęta. Z jednego powodu:) Spotkamy się z innymi uczestnikami obozów i dla nas był to zabawowy weekend, wplatający elementy tropowe.

Po dotarciu w okolice Pniew czyli do Chrzypska Wielkiego, już podczas nocnego przejazdu widoczne były tafle jezior, co oznaczało, że okolica może być interesująca, jak okazało się w kolejnych dniach - to idealne miejsce na spędzenie wakacji, jesiennie, kolorowo, pięknie położone lasy i jeziora, a do tego przyzwoite miejsca zakwaterowania. Pewnie latem jest tu więcej turystów - czemu się nie dziwię.


Spotkanie organizacyjne rozpoczęło się od losowania tras i tak w sobotę startowała nasza uczennica Loka z Anią (jako pierwsze na pożarcie), następnie Aga z goldenką Nelą i potem ja i Nela, Flora wylosowała kolejny dzień czyli 8.30 rano w niedzielę.

W perfekcyjne zorganizowanie zawodów wierzyłam od początku i przeszło to moje najśmielsze oczekiwania, ponieważ Dorota i Piotr są mistrzami w przewidywaniu, dobieraniu godzin, liczeniu, przeliczaniu minut, zdobywaniu patronatów, pozwoleń, pozorantów etc:) A przy pomocy Karola i Kasi to musiało po prostu wypalić.

Sobota przywitała nas przymrozkiem i 2 stopniami o 8 rano, śliskimi pomostami i uroczymi mgłami. Nasz start przewidywany był na popołudnie, zatem śniadanie wśród swoich i poszłam kibicować naszym znajomym Ani i Agnieszce - oczywiście pozoranci odnalezieni i szybko wróciliśmy na wojskową, rozgrzewającą grochówkę. 
Około 15 wystartowałam z Nelą - ale najpierw dowózka na miejsce zaginięcia pozoranta, wypytywanie o szczegóły, pies ubrany i lecimy - i cała Nela - jest przedmiot kontrolny znaleziony i w pole...na myszki...ja wiem, że było losowanie tras i to pole to przypadek... ale pole to nasze "ulubione" miejsce tropienia:) A skąd wiem, że na myszki, a nie sprawdzać wywiany ślad - a no ciałko i ogonek inaczej pracują! 

Zbieram ją stamtąd i Nela nawraca do miejsca znalezienia pierwszego przedmiotu - i przedzieramy się przez grupę (akurat małą), bo ona nie ma z tym problemu, żeby pomiędzy czyimiś nogami się przedzierać, a ja za nią w ciszy i spokoju brnę...swoją drogą na tej trasie miałam małą grupę, która doskonale wiedziała jak pracuje Nela i szybko odskakiwali na boki (starali się:))) 

No właśnie, naszym zaskoczeniem była krocząca za nami grupa, która z jednej strony utrudniała pracę psa (pies nawracając miał zadeptany ślad, lub szedł do ludzi po pomoc), lub wspomagała, bo niektóre psy odwracały się i upewniały czy Ci ludzie na pewno za nami idą...u nas na szczęście po akcji "okrążamy grupę i lecimy przez nich", grupa trzymała się stosunkowo daleko, na tyle daleko, że mogłam te nasze koła zataczać.

Zatem idę z tą moją Nelą, która ciągnie jak zawodowy gepard, ale na szczęście zauważa przedmioty, przy każdym krzaku wywiewa jej zapach na pole, więc lecimy przez pole i wracamy na ścieżkę, gdy pole się kończy zaznaczamy przedmiot osobisty i wciąga mnie w prawo w mini ścieżkę - i hmmm.... rewiruje sobie tam...dla mnie idealne miejsce na schowanie pozoranta, więc pozwalam, ale gdy postanawia przeciorać mną głębiej w krzaki, robimy nawrót i od nowa - a ona mnie wciąga znowu w tą samą ścieżkę - głowa myśli, koreluje wiatr i ukształtowanie terenu i dochodzę od wniosku: zwiało jej tu zapach i w tej chwili widzę jak zatacza krąg, nadstawia się pod wiatr i i górnym wiatrem (aaaa, ona tego nigdy nie robi!!!!) ściąga zapach pozoranta i ... lecimy na drogą stronę drogi:) Tarram, mamy go:) Przedmioty zaliczone, pozorant też - znaczy jego odnalezienie:))))

Nasz kolejny ślad był w niedzielę, o 8.30 - tym razem pojechałyśmy z Florką, Florka trenuje znacznie krócej, bo od kwietnia i robi to niezwykle spokojnie. Dla Flory jest to najlepszy sposób na opanowanie emocji i zmiany zachowania i ona tuptając sobie powolutku, fajnie się wyspokaja. Taka terapia tropieniem.
Podjeżdżając na miejsce zaginięcia pozoranta, okazuje się, że jest tam ogromna grupa widzów - ogromna czyli około 15 osób - co dla Florki już nie jest dobre - bo to ją rozprasza, ona musi się do każdego poprzytulać, na co nie pozwalamy. 
Ubieram psa (rytuały:))), dopytuję o szczegóły i lecimy. Temperatura całkiem fajna - około 15 stopni, słonko, miły wiaterek, zatem lecimy - tup tup (bo Flora tupta, jak żółwik), przedmiot i zwiało w krzaki, "dopytujemy" krzaki czy na pewno ktoś tu był i Flora uznaje, że nie. 
Powrót do domu:)

Wracamy do miejsca znalezienia przedmiotu, nawąchanie przedmiotu, który znalazła ( a nie podany mi wcześniej) - skoro wcześniej go zaznaczyła, wierzę psu i tuptamy dalej, mamy skrzyżowanie, które obrabiamy, czyli powolutku zapach wywiany do przodu, skończył się, to nawracamy i MYK w prawo (czyli w lewo:)), tuptamy, znajdujemy przedmioty, machając przy tym ogonem i widzę ambonę, a Flora: "ej zawsze ktoś był na takiej ambonie" i krąży.... i następnie idziemy wzdłuż pola kukurydzy, po prawej spadek, jakiś rów, po lewej ściana kukurydzy i już wiem, że tam osiadł zapach, Flora sprawdza i dostaje strzał pastuchem i uciekając dostaje drugi strzał - puszczam linkę, Flora spiża gdziekolwiek, piszczy, a ja myślę tylko o jej serduszku, Flora wycofuje się, odwraca się od śladu i ja mam przed oczami koniec naszego tropienia, zastawka źle pracuje, bla bla, no i komu mogło się to zdarzyć? Zawsze Florce - puszczają mi nerwy, zaczynam wyć na śladzie, w tym czasie, Maria i Piotr wyplątują moją linkę z pastucha.

Flora się ogarnia, ja nie, chcę więcej czasu...ciągle myślę o Florowej zastawce, weterynarz mnie zabije(:)) ...już widzę oczami wyobraźni...ogarniamy się, linka wyplątana, idziemy, Flora idzie na skrzyżowaniu prosto, skręca w prawo, a ja ją ściągam, otrzepuje mi się, ok, pozwalam iść w prawo, przedmiot i pozorant znaleziony. I wtedy to już wszystko puściło - Florina zabija szopa pracza, ze łzami w oczach rozliczam się z przedmiotów, wszystko jest i już myślę, jakie konsekwencje może to mieć w przyszłości, nie będzie mi sprawdzać wysokich ścian krzaków? Nie będzie tropić? Co z serduchem? I zaczynam obmyślać plan jak to odkręcić. 

Wracamy do bazy, Dorota pomimo "braku nogi" wspiera, kawa, śniadanie i rozmowy o "czymś przyjemnym i zdecydowanie innym".


Podsumowanie:

  • Organizacja dopięta na ostatni guziczek - trasy rewelacyjne, przejazdy skoordynowane. Tip Top:)
  • Sprawdzian taki cieszy tylko wtedy, gdy podejdzie się do niego jak do treningowego śladu, pojedzie się na weekend ze znajomymi i zmieni otoczenie i weźmie udział w wieczorze tropiciela.
  • Czy dowiedziałam się czegoś o swojej pracy? Raczej nie. Wiem, że dobrze, że wyciągnęłam Nelę z myszek. Myślałam, że sędzia będzie poszczególne ślady obgadywać i może jakieś wskazówki - bo często jest tak, że my siebie nie widzimy, czekamy na informację z zewnątrz. Ale dopytam komisarza Piotra:)
  • Czy dowiedziałam się czegoś o swoich psach? Tak, Nela użyła górnego wiatru w sposób tak widoczny, że jestem z niej dumna, a do tego nasza praca nad nadstawianiem się pod wiatr dała efekty:) No i praca nad polem:))))
    A Florina pięknie macha ogonem, gdy znajduje przedmiot, jest super spokojna, a jak fajnie jej znaleźć pozoranta:))) 
  • Pomimo tego, że ta impreza jest niskobudżetowa, to były prezenty, ognisko, ogniskowe kiełbaski, smalczyk, ogóry...., wojskowa grochówka przez 2 dni (co baaardzo nas dogrzewało), dyplomy i uścisk dłoni pani Wójtowej. Tak rodzinnie:)
Aaaaa, nie wiem, czy to ważne, ale rude dostały oceny doskonałe i nasza koleżanka Loka - pracująca niecałe 3 miesiące również, biała Nela również doskonały i Noksiu - lab biszkopt też na szóstkę:)
Gratulujemy ocen i fajnie, że była taka impreza:)

PS
Spoglądam w raport z trasy i widzę, że np Nela miała 3 skrzyżowania, a Flora rozpraszacza czyli przypadkowego przechodnia ... ja tego nie pamiętam, dlatego, dobrze, że jest raport:)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rzecz o posokowcach - problemach i najpiękniejszych wspólnych dniach

Mity i kity #1 - lęk separacyjny - metoda Konga i Klatki

NYC Dogs czyli rzecz o psach w Nowym Jorku