Szybko, szybciej, jeszcze szybciej ... tournee po Polsce czas zacząć!


Ostatnio wszystko dzieje się szybko, albo intensywnie, albo wszystko z końcówką -iej - stopień wyższy przysłówków króluje i powoli zaczyna przechodzić w przymiotnik  - SZYBSZA.

Amper
Nasze wspólne Bavariowe życie ostatnio zdecydowanie przyśpieszyło, zmiany, których doświadczamy od listopada - nieco odbijają się na...zdrowiu - pańcia ostatnio padła - psom się bardzo podobało, bo całodzienne leżenie pod dwiema kołdrami okazało się rudym szczytem marzeń. Do dziś nie wiem, jak one mogły wytrzymać pod taką ilością nakryć, ale niezwykle im się to podobało = W DOMU + Z PAŃCIĄ.
Ale jak już grypa została wypchnięta za drzwi i pobita antybiotykiem przyszedł czas na powrót do SZYBCIEJ. Ostatni tydzień to nasze tournee na trasie Warszawa - Toruń i powrót na szybkie obroty.
Psy na szczęście ogarniają te nasze wyprawy, choć już widzę kilka symptomów SZYBCIEJ - czyli Nela jeść nie będzie, spać nie będzie, ale będę ZAWSZE z Pańcią!

Aleks
Ale zacznijmy od Warszawy - stołeczne tropy robimy co tydzień w innej lokalizacji, ja przy okazji uczę się Warszawy, zdobywam nowe punkty na mapie, łączę je i GUBIĘ SIĘ!

Jeju, jak ja kocham Trójmiasto!
A jak ja NIE LUBIĘ mostów w Warszawie!
A MOST GROTA ROWECKIEGO podpadł ostatnio najbardziej! Jak to napisała Kasia w smsie: "dziad jeden". TAK dziad, bo nie ma z niego zjazdów!!!

Jak już dotarłam na Bemowo, na forty Bema - spacer z psami zrobił swoje czyli adrenalina lekko się obniżyła.
Mańkowa drużyna oprowadziła nas po parku i postanowiła, że "może położymy Ci ślad". Instrukcja brzmiała - szukaj SOWY. Dziwnie się czuję, gdy kursanci, mocno zaawansowani wymyślają zadanie...Boję się, że stworzyłam potwory...
Zgodziłam się z radością, bo rude ostatnio mało tropią - taaak, bez butów chodzi szewc - ślad piękny wzdłuż kanału, po kostce, w miejscu często uczęszczanym, przez mostek i dalej wzdłuż kanału, następnie do góry przez trawnik, przecinając ścieżki i w dół do fortu.
Kajmaki już zjedzone!

Dochodzę z tym moim zziajanym, zmęczonym psem, Flora wita Gosię, ja ogromnie zadowolona i widzę ŚWIECZKĘ, dochodzę do tej ŚWIECZKI, Kasia nagrywa, co ona tak nagrywa, przecież już po śladzie - myśli denna głowa...
Dochodzę do ŚWIECZKI, a tam torcik! Dziewczyny MINItorcik ustawiły i było STO LAT, STO LAT śpiewane w rowie - taaak, przecież nadal byłyśmy w fosie i naprawdę, wtedy torcik smakuje najlepiej - a babeczki kajmakowe są jeszcze smaczniejsze. Ha! Jeszcze nigdy nie miałam urodzin w rowie!

Ania i Tasia
A do tego nasza stołeczna grupa tropiąca powiększa się, nasz nowy zaawansowany nabytek od Dogadajcie się to Ania i Taśka - border - pierwszy border, którego poznałam, który nie sapie, nie jojczy, nie goni, leży i nie wymaga NICZEGO od Pańci. Jedyny taki border! Ania jest najlepszą formą reklamy psiej szkoły, do której chodziła i oczywiście nic nie ma ZA NIC, Pańcia włożyła w tę pracę mnóstwo czasu i cierpliwości. Borderowa Pańcia przejawia również zdolności kulinarne, (czyli zdecydowanie pasuje do naszego PIKNIK KLUBU), od razu upiekła BABECZKI - tak zdecydowanie formuła naszego klubu przejawia się w formie piknikowej. Piękne ślady nam wyszły na fortach...a do tego było naprawdę relaksująco - zwłaszcza gdy siedziałyśmy sobie z Anią na forcie, a szukał nas Lolek.
Ale wróćmy do tournee - piątek to pierwszy dzień warsztatów tropowych w Toruniu. Pędzę z Warszawy, patrzę "paliwa wystarczy jeszcze na 50 km", Ania pokazał mi skrót wyjazdowy do Łomianek, który okazał się być lekko zakorkowany i paliwa ubyło..., trochę postałam, potem nie ma stacji, nie ma, jest - ale znak informuje, że za 20 km Shell, to jadę - a paliwo wysycha..., dojeżdżam do Shella... ZAMKNIĘTY i wtedy to już zaczęła się lekka nerwówka, bo dlaczego nie stanęłam wcześniej, dlaczego???
Dojeżdżam do zjazdu na Bydgoszcz - nie ma stacji!!!
Zawracam.
Płońsk - a tam te zjazdy takie strome...i jednak udało się - widmo pchania auta, albo kombinowania paliwa na zjazdach na trasie ekspresowej trochę podniósł mi ciśnienie. Ale na warsztaty dojechałam na czas:)

Tropy zorganizowaliśmy wspólnie ze szkołą Wyszczekani - poznałam w końcu Maćka - w środowisku bloggerów znany jako MS, głównym prowokatorem tej imprezy była Michalina - znana pod pseudonimem MM.
Emememsy zabrały (zabrali) mnie na salę i rozpoczęliśmy od wykładu - zawsze się rozgaduję - przedłużyłam - też jak zawsze - ale uczestnicy byli tacy chłonni wiedzy i co ja mam zrobić z takimi gąbkami? Zawsze napełniam wiedzą - nie wodą:)

O poranku śniadanie w wydaniu królewskim przygotował MS - okazało się, że MM pojechała na spacer z psem i z drugim psem. Patrzę na te moje rude, żebrzące psy i myślę "chyba Was nieco zaniedbuję".
Ale MM jest tytanem pracy - wstaje znacznie wcześniej i wyprowadza pojedynczo psy. Nie na ogródek, nie za furtkę, nie w okoliczne pola, pakuje psa i jedzie do okolicznego lasu NA SPACER/NA TRENING. Jak już przetrawiłam, że zdecydowanie moje posoki są zaniedbane, bo wyszły do małego lasku przed furtkę, pojechaliśmy na POLE TROPOWE.
Tu łowi ryby jeden z kuzynów

Kulturalnie wszyscy zaparkowani i już słyszymy okolicznych mieszkańców, że JEŻDŻĄ, DEPCZĄ, CHODZĄ. Zatem idziemy z przyjaciółką flaszunią do pana awanturującego się i pan okazuje się być kuzynem kuzyna co to pole ma. "Ale jak przyjedzie syn kuzyna" to coś tam - flaszka przetrwała - bo przecież nie będziemy rozdawać wszystkim kuzynom:)
W ciągu kilku godzin poznaliśmy wszystkich kuzynów i synów z pól, żalili się, że im pole quadami rozjeżdżają, a my to porządni, tylko z psami chodzimy.

Flora
Nasze psy okazały się być zdecydowanie przyjacielskie, zatem wszyscy kuzynowie machali nam miło na przywitanie - uczestnicy rozbawieni sytuacją kuzynów z pola rozpoczęli zajęcia.

Zaczęliśmy od JRT - mała dziewczynka niestety przyjechała z kontuzją - prawdopodobnie miała zerwane więzadło w kolanie i niestety wycofaliśmy ją z zajęć.

Pojawiła się też FLORA - niePOSOK, ale MALINA - charakterek podobny do rudego, szybko załapała o co nam chodzi i już pierwszego dnia puściliśmy ją na śladzie obcym, jedno załamanie i MYK, jest u pozorantki.
Pięknie rewirowała i wszystkie zabawy węchowe wciągała nosem. a praca na dwóch pozorantach to był PIKUŚ.

Druga malina - czyli Amper - to porządny, w mig chwytający o co chodzi - Amper pięknie pracował podczas warsztatów, szybko rozkminiał "te nasze zadanka" i pańcia z sukcesem została przeciągnięta przez pola i krzaki:) Mam nadzieję, że te dwie malinki będą dalej pracować...
Rainbow
Gronek nas rozbawił, bowiem postanowił, że cała rodzina tropić będzie z nim, nie tylko pańcio chowający się za drzewem w formie fotografa, ale też i ciocia i córcia cioci - WSZYSCY TROPIĄ ZE MNĄ!
Kolejnego dnia już Aleks przespał się z zadaniami i tropił "jak stary" i nawet nie zbierał rodziny po drodze.
Pojawiła się też weimarka Rainbow - moje ochy i achy nad Rainbow pochodziły od innych wyżłów i ich opiekunów, które spotkałam - sucz jak na 11 miesięcy była OPANOWANA, dobrze prowadzona i niezwykle chętna do pracy. Zadanie piknikowania też jej doskonale wychodziły.
Z Rainbow od początku zrobiliśmy obce ślady, hmmm, za każdym razem gdy kończyliśmy zadanie mówiłam do Pańci: "Pańcia, ja wiem, że Ty masz dzieci, wiem, że dużo pracy, ale BŁAAGAM Cię, wygospodaruj godzinę tygodniowo dla siebie i psa". Mam nadzieję, że zadziała to jak mantra...
SZYBA tropi!

Ale największym zaskoczeniem jest transformacja - Shibopańci... szybka na szczęście, bo przecież to tylko 2 dni - Pańcia SHIBA to typowy przedstawiciel szuflandii: "Shiba jest taka jaka jest i nie będzie tropić, Shiba to, to tamto, Shiba się nie bawi, nie nie nie nie...".
Okazało się, że SHIBA TROPI, robi to szybko i skutecznie, jednak trzeba było popracować nad SZYBOWYM problemem: Pańcią.
Pańcia po warsztatach bardzo ładnie motywuje, skacze, wygłupia się, robi z siebie...wiecie co...zaproponowaliśmy pańci założenie fan page SZYBA TROPI.
Shibopańcia obiecała kontynuować pracę ...

Shibopańciu....ja Ciebie też bałagam! Załóż TEAM SZYBOTĘCZA i róbcie to razem z WYSZCZEKANYMI!


Vera
Emiliowa Wercia - w sumie to skomplikowany związek - bo to nie do końca Emilii pies - ale dziewczyny się rozumieją i idealnie współpracują - Wercia oczywiście miała dziwne utrudnienia na śladzie, od leżącego fotografa, po wiejskiego burka odkrywającego wspaniałości kieszeni jej pozoranta. Ten team to piękna praca w polu, rewirowanie i wszystkie zabawy węchowe były dla nich budujące. My Emilię będziemy zawsze pamiętać, gdy ucieka z miejsca pozoranta przed traktorzystą:)))
A na koniec weszła na ślad Banshee - Emememsowa sucz - pierwszego dnia nieco zmęczona, ale drugiego pokazała, w którym kierunku chciałaby się rozwijać...NOSOPOTĘGA - MM nawet obiecała, że przybędzie do 3city na zajęcia:) 
Banshee

Fajnie było w Toruniu, nie wiem czy mogło być fajniej - chyba nie - bo było piknikowoFAJNIE. Ja zapamiętałam tę grupę tak: siedzą w loży szyderców, popijają kawkę, gadają, chichrają się, a my biegamy po polu szukając skarpet!
Ale to własnie chciałam osiągnąć - tropy to czas na relaks, spotkania, piknik i pracę z psem.
Aaaa, oczywiście, że warsztaty to dopiero początek pracy tropowej, MM już od jakiegoś czasu tropi z Banshee, zatem będę "lekko" cisnąć, żeby wzięła się za grupę tropową w Toruniu:)))

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rzecz o posokowcach - problemach i najpiękniejszych wspólnych dniach

Mity i kity #1 - lęk separacyjny - metoda Konga i Klatki

Ubierać czy nie ubierać - oto jest pytanie:)