2460 km z Florką - cz. 2 treningi u Kariny Kalks Mantrailing Austria


Rozpoczynam dzisiaj zdjęciem.
Zdjęcie oddaje nasze samopoczucie podczas wyjazdu - było ciężko i śpiąco, na szczęście hotelowe łóżko nas kochało:)
Kto poznał Karinę, ten wie, że ONA NIE SYPIA DŁUGO, a przebywanie w jej towarzystwie i ogrom pracy nie sprzyja długiemu spaniu:)

Od początku...
W piękny deszczowy poniedziałek wyruszyłyśmy w kierunku Katowic. Nasz pierwszy przystanek zrobiłyśmy na autostradzie, w końcu pani Flora miała okazję doświadczyć większej połaci zieleni i po prostu na relaksie zrobić qpę:)
Mimo zapewnień wujka Gugla, że trasa zajmie nam ok. 5 godzin, strasznie długo jechałyśmy, bo wyszło nam około 8. A wszystko za sprawą przemiłej aury. Deszcze, deszcze, deszcze, a do tego brak kantoru po drodze zmusił nas do zjazdu do Jastrzębia Zdroju i polowania na euro, a następnie psie przystanki, remonty, deszcze, mijanki, a przed Wiedniem megadeszcz.


Po dotarciu do naszego hotelu, szybko zebrałam się na kolację u Kariny i w końcu poznałam jej psią rodzinę - a było ich sztuk CZTERY:)
Rządząca wszystkimi domowymi samcami Zhara - wyżeł weimarski - starsza dama, a jednak nadal trzymająca władzę - trzej panowie zdecydowanie wiedzą, że TA baba jest tu najważniejsza. 
Ogromnym zaskoczeniem dla mnie było poznanie Holmesa - bowiem Holmes jest koniem, zwą go tu PONY - jest wieeelki - na jego widok pomyślałam, że kocham swoje małe posoczki na lince:) A późniejsze treningi z Holmesem pokazały, że nawet nasza klubowa malina to LUZ!
Do tego wszystkiego nadeszło odkrycie: Karina ma NORMALNE psy, czyli są mistrzami w żebraniu, a ja jestem mało odporna na ich wdzięki!
Nasze treningi rozpoczęły się kolejnego dnia, poznałam stałą grupę tropiącą Kariny oraz kursantów, styl pracy, problemy, moje zadania były (niby) proste - obserwować organizację pracy oraz dobór ćwiczeń do poziomu zaawansowania i osobowości psa. Zaskoczeniem były INNE rasy niż spotykane w Polsce psy tropiące: 2 yorki i węgierski puli stale tropiące w grupie ratunkowej.

W innych grupach był też gończy gaskoński, który powalił mnie swoją urodą, jego głównym zadaniem była praca w leśnictwie i wyszukiwanie szkodliwych owadów i właśnie zaczynał pracę mantrailingową. Oczywiście poznałam Beagla Hugo - o którym Karina dużo mówiła podając go jako przykład mało zmotywowanego psa - ja widziałam go w wersji bardzo zmotywowanej, zwłaszcza gdy przebiegaliśmy całą grupą przez jezdnię i torowisko:) [w nielegalnym miejscu!!! Austria!!! Austriackie mandaty!!!]

W grupie pracują też maliny, weimary, jest też labek, aussik, który przyszedł do grupy jako pies lękliwy - dziś bardzo pewny siebie i polegający na swojej przewodniczce.
Karina stawia na komunikację z psem, pracę zespołową, która różni się od stylu pracy Jeffa czy Johna - bardzo dużo pozytywnych wzmocnień, motywowania i konsekwencji w działaniu.
Karina uwielbia psy, jest trenerem, behawiorystą, kiedyś pracowała z psami agresywnymi, zajmuje się też rehabilitacją psów.
Dziś jej głównym zajęciem jest poszukiwanie zaginionych osób oraz podróżowanie po Europie i uczenie mantrailingu. 
Zdobyte wcześniej doświadczenie pomaga jej w pracy z psami i ich przewodnikami - przypomnę, że w Austrii (Niemczech czy Holandii) behawiorystą zostaje się po ukończeniu studiów w tym zakresie oraz odbyciu długotrwałej praktyki z psami problemowymi. A do tego wszystkiego jest bardzo ciepłą osobą, więc ludzie lgną do niej i do grupy, stąd ich współpraca opiera się na zaufaniu do trenera.
Wracając do naszej przygody, Florka oczywiście miała swoje 5 minut, nieprzyzwyczajona do pracy w takim terenie ku mojemu zaskoczeniu załapała od razu o co chodzi w tej zabawie i szukała zdecydowanie "świeżej krwi", wyłapałyśmy jej słabostki, które już kolejnego dnia udało nam się przepracować. Były też rozproszenia, których obawiałam się najbardziej czyli psy wyprowadzane na spacer w miejscu śladu i będąc w seekingu przeszła obok nich pracując dalej. Kolejnym zaskoczeniem była dla mnie kontynuacja jej pracy pomimo bijących dzwonów kościoła, pod którym znalazłyśmy pozorantkę - MI te dzwony przeszkadzały... na kolejne spotkanie Karina zażyczyła sobie to LEPSZE ogniwo - czyli jedzie Nela:)
A co najważniejsze czego nauczyłam się na kurach, to umiejętność powiedzenia sobie STOP, kiedy idzie coś DOBRZE, więc pani Florka nie robiła wszystkich zaplanowanych śladów - i chyba tu z siebie jestem najbardziej zadowolona:))) 

A co tam w Wiedniu? Kiedyś tu dużo pracowałam, zatem jedyną atrakcja jaką zafundowałam sobie i Florze to spacer do parku Dunajskiego i do rezerwatu - a tak poza tym to my naprawdę dużo spałyśmy:) 
Aaaa i dużo po knajpach nas Karina ciągała - bo tak jak wspomniałam tam życie nie kończy się na tropieniu - trzeba integrować się i jeść:))) Ogromnym pozytywem było ogólne przyzwolenie na wprowadzanie psów do knajp, co ma w nazym przypadku lekki minus - więcej psów w restauracji, na które Florka reaguje. Ale o dziwo, ludzie reagowali w bardzo przychylny sposób typu: 'o, pilnujesz pańci i jedzenia, no dobra zabiorę swojego drapieżnika'. O tym, że zakochałam się w sklepie MegaZoo to już nie będę pisać, ale żeby spędzić ponad 2 godziny pomiędzy półkami??? :)))

I już dziś planuję kolejny wyjazd oraz grzecznie 'odrabiam zadane prace domowe' i czekam na kolejne spotkanie z grupą wiedeńską:)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rzecz o posokowcach - problemach i najpiękniejszych wspólnych dniach

Ubierać czy nie ubierać - oto jest pytanie:)

Mity i kity #1 - lęk separacyjny - metoda Konga i Klatki