Ahoj przygodo! #1 - szlak bursztynowy - pomorskie


Wychodzisz z domu na spacer z psami, bierzesz pas i smycze i myślisz: a może dziś jest ten dzień, zróbmy jakieś jeziorko!
Ludzie mają różne dewiacje, jedną z naszych jest robienie kół wokół jezior - jezioro okrążone = jezioro zdobyte.
Na pierwszy strzał padł Zbiornik Straszyński, z którego wszyscy pijemy wodę i za każdym razem, gdy tam jesteśmy padają obietnice - kolejnym razem! 
I oto nadszedł ten KOLEJNY raz.
Dla piesów trasa idealna, czysta woda, jest wiele zejść do jeziora, można przekąpać futro - naprawdę trasa idealna jak na ciepłe wieczory. 
Wydry bawarskie
W związku z ostatnimi "ciepłymi" dniami, piesy wychodzą na dłuższe spacery, gdy żar z nieba nie gotuje wody w butelce, zatem w klapeczkach i na szczęście z plecakiem wybraliśmy się na jeziorny podbój.
Telefon naładowany na "wszelki wypadek", 10 zł w kieszeni też "na wszelki wypadek", psy na pasie biodrowym i wyruszamy!

Pierwszy kilometr w stronę wody - ciężki, niby już lekko chłodniej, ale młody pierwszy raz idzie na pasie biodrowym, więc jest CIĘŻKO. Miota się chłop mały, chce być OBOK dziewczyn, dlaczego ja mam krótszą smyyyycz?

Pierwszy przystanek na cyplu i jest szansa na wypływanie rudych, Nela znajduje patyk i ona już ma swoje szczęście - Flory szczęście nadeszłoby wraz ze znalezieniem papierzaka, stąd również ja wypatruję..., a młody zastanawia się PO CO W MISCE TYLE WODY. Do wody nie wchodzi:)

Lecimy dalej żółtym szlakiem - młody już w plecaku - szczęśliwie pokonujemy trasę, kilka przystanków na kąpanie, widoczki, skarpy, wspinanie i odpoczynki. Młody schodzi z rączek na czas kapieli i za trzecim przystankiem wskakuje do wody:) Mamy pływaka!
Wcale nikomu nie przeszkadza fakt, że małe waży już ponad 10 kg, zatem jest niezwykłą przyjemnością nosić jego kości.
Woda, ciągle woda i jesteśmy przekonani, że idziemy wokół jeziora, sprawdzamy ILE już przeszliśmy ("bo łupie mnie w kręgosłupie", "chyba z dziesiątaka zrobiliśmy", a tu tylko 3 km:)))), nagle w GPSie pojawiamy się jakby gdzieś poza jeziorem, eee - GPS się myli..., pewnie nie łapie zasięgu:)
GPS się nie mylił, byliśmy już nad Radunią, było pięknie, pejzażowo, ale nie było ani jednego przejścia przez rzekę, aby dopełnić PLANU. 
Dostaliśmy się do rur gazowych, które z daleka wyglądały jak most i tam nastąpił przełom - dobra wracamy, z dorosłymy psami dalibyśmy radę przez Bielkówko, ale młody nieco ciąży:)
Ini postanawia oczywiście wyrazić swoje zdanie na temat "rączek", on nie chce, on jest dorosły, on chce na nogach! 
Wracamy INNĄ drogą (bo tą samą to potwarz!), a następnie wymyślamy, że "po co znowu wzdłuż jeziora, jak będzie krócej na azymut".
Skróty....
W klapeczkach, przez pokrzywy, wycinką, skrótami, gdzie tylko sarny mieszkają i stąpają po bagienkach i skarpach...strumyk też był.
Ale przecież NIE COFAMY się:) 

W ten oto sposób po jedynych 8 km wracamy do domu - nasz las, który znamy BARDZO DOBRZE, okazało się, że NIE ZNAMY go aż tak dobrze, mamy odkryte nowe przełomy, przejścia i ścieżki.

Radunia jest nie tylko piękna w Jarze, ale też i w odcinku straszyńsko-kolbudzkim i mamy do obejrzenia również inny odcinek rzeki od strony elektrowni wodnej.
Minusy "wyprawy" - Nela ma przeciętą nogę (szkło w wodzie, młody wbitego kleszcza, a Flora...KLESZCZ na języku!)


Opis CAŁEGO SZLAKU BURSZTYNOWEGO w linku - KLIK:)
Nad jezioro można przyjechać też różowym CZINKŁECZENTO i słuchać Krzysztofa Krawczyka. Ryby i ptaki też słuchały.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rzecz o posokowcach - problemach i najpiękniejszych wspólnych dniach

Mity i kity #1 - lęk separacyjny - metoda Konga i Klatki

NYC Dogs czyli rzecz o psach w Nowym Jorku